Rozdział dwudziesty piąty
Zaczęłam się ich bac.
Przybliżali się do mnie, pogwizdując. Szybko stanęłam na równe
nogi i zaczęłam kierowac się w stronę drzwi do dyskoteki. Jednak
osiłki zablokowali mi drogę...
Nie
wiedzialam co robic, ja taka mała porównując się do nich –
nie miałam szans!!! A Harry?! On nawet nie mógł mnie
usłyszec, przez te pieprzone drzwi. Nikt nie mógł mi pomóc.
Zaczęłam panikowac!!! Jednak postanowiłam tego nie pokazywac po
sobie.
- Przepraszam- powiedziałam, starając się ich ominąc, jednak na próżno
- Ale za co kochana?- odpowiedział jeden z nich z uśmieszkiem na twarzy
- Mogłabym przejśc?
- A kto ci w tym przeszkadza?- odpowiedział następny, po czym wybuchnęli śmiechem. Niestety mi do niego nie było – bałam się!!! Próbowałam przejśc pomiędzy nimi ponownie – na nic.
- Gdzie się wybierasz?
- Chciałabym wejśc do środka
- Oj,oj, przykro mi hehe – zrobiłam krok w tył
- Co przestraszyłaś się?
- Chodź tutaj do nas- mówiąc to zrobił gest zachęcający, jednak ja znowu cofnęłam się o krok
Szybko
wyciągnęłam telefon, by móc wybrac numer policji, jednak
nie zdążyłam nawet go odblokowac, bo dryblas wyrwał mi go z ręki,
rzucił na ziemie i zgniótł swoim wielkim butem, śmiejąc
się przy tym. To była ostatnia deska mojego ratunku!!!
- Czego chcecie!!?
- Hahahahah, a jak myślisz?
Teraz to już
wiedziałam czego będą chcieli...zaczęłam wołac „pomocy!!!”.
Niestety, znaleźli się przy mnie bardzo szybko. Jeden z nich
chwycił mnie z całej siły za szczękę i wycedził tylko „jeszcze
raz tak krzykniesz, a zniknie na dobre ta twoja śliczna buźka!!!”.
Po tych słowach uroniłam kroplę łzy – nie panowałam nad tym.
Szczerze mówiąc to nawet nie wiedziałam czy uroniłam ta
słoną wodę przez ból, kiedy chwycił mnie za szczękę, czy
przez cały ten strach przed tym co może za chwile się stac...
Dwóch z nich chwyciło mnie za ręce. Jeden z jednej strony,
drugi z drugiej, przypierając do ściany. Próbowałam się im
wyrywac – mieli za dużo siły. Zaczęłam płakac i błagac o
litosc, jednak to ich tylko rozbawiało. Trzeci stanął naprzeciwko
mnie i zaczął mnie mierzyc wzrokiem. Jenak przerwał mu dźwięk
otwierających się drzwi. Szybko rzucili mnie z drugiej strony
kontenera (bo tylko był tam on), tak żeby nas nikt nie zobaczył, a
sami schowali się razem ze mną, trzymając ręce na mojej twarzy i
utrzymując w silnym uścisku. Byłam bezradna. Jednak usłyszałam
znajomy głos, bardzo znajomy!!!
- Elena? El, jesteś tu?- zapytał, wołając
Chciałam zacząc
krzyczec, „Tu jestem!!”, jednak nie mogłam.
- Elena!!!- krzyknął szatyn, na co oni odparli mu śmiechem
- Harry!!!- okrzyknęłam. Chciał do mnie podbiec, ale ten jeden go powstrzymał, stając mu na drodze
- Hola, hola
- Póśccie ją!!!
- Haha, wolne żarty
Nie wiadomo kiedy,
podnieśli mnie i wyszli naprzeciw mojemu chłopakowi. Dwaj mnie
trzymali, a jeden przyglądał się Hazie
Mój
ukochany zrobił się cały purpurowy – pierwszy raz go widziałam
tak rozwścieczonego!
- Spieprzaj od mojej dziewczyny! Macie pięc sekund żeby ją zostawic!- wykrzyczał
Wiedziałam, że
bardzo się tym naraził. Chciał mnie chronic, ale to może go dużo
kosztwac!!! Zaczęłam się o niego bac, wiedziałam, że tamtemu się
miarka przebrała. Podszedł do Harre'go i niespodziewanie uderzył
go z całej siły.
- Harry!!!- nie mogłam do tego dopóścic, żeby przez mnie stała mu się krzywda, zaczęłam się jeszcze bardziej wyrywac, kopac i gryźc napastników. Jednak oni sprawiali wrażenie jakby trzymali sobie jakiegoś chomika w rękach, który nie sprawia im żadnego oporu!!!
- Przymknij mordę!!!- wrzasnął do mnie trzymający
- Zostawcie ją!!!
Loczek, nie był
mu długo dłużny. Szybko się pozbierał i też przyłożył
tamtemu. Niestety jego to tylko drasnęło. Był on wtedy bardzo
wściekły zawołał swojego kompana, czym zostawił mnie jeden na
jeden z tym osiłkiem. Tylko, że z jednym wcale nie było lepiej.
Dalej się wyrywałam, a on się tylko śmiał i patrzył na bijących
się jakby oglądał jakiś film w 3D. Spoglądnęłam teraz na Hazę
– to było straszne!!! On nie miał żadnych szans!!!Jeden chwycił
go tymi napompowanymi mięśniami od tyłu, trzymając jego ręce
tak, aby nie mógł nimi oddac. Drugi natomiast stał
naprzeciwko loczka i prawił mu ciosy w brzuch i twarz, tak że
strasznie zaczął krwawic ze szczęki. W końcu, gdy zauważyli, że
Harold ledwo zipie, póścili go, a ten opadł jak marionetka
na ziemię zwijając się z bólu. Odeszli od niego i kiedy
myślałam, że wszystko już się skończyło, jeden jeszcze
zawrócił i przyłożył mu wielkiego kopniaka w plecy, na co
szatyn, aż wykręcił się do tyłu, krzycząc i płacząc z bólu.
- Harry, nie!!!
Po tych słowach
mój „opiekun” puścił mnie, a ja opadłam z bezradności
na ziemię. dodał tylko jeszcze „Dostałaś ostrzeżenie...w butelce.Teraz
się spełniło” i odeszli. Podbiegłam jak tylko mogłam
najszybciej to ukochanego. Uklękłam obok niego i położyłam jego
głowę na moich kolanach
- Harry, proszę obudź się!!!
nie odpowiadał.
Sięgnęłam do jego kieszeni w spodniach i wyjęłam jego telefon.
Zaczęłam wystukiwac numer pogotowia, jednak było to bardzo trudne,
ponieważ ręce trzęsły mi się z wrażeń, które miały
przed chwila miejsce. Na dodatek jeszcze ekran moczyły moje łzy
strachu – strachu przed tym, że MOGĘ go STRACIC!!! Po podaniu
naszego położenia, zaczęłam szturchac szatyna z nadzieją, że
może otworzy oczy. Nie myliłam się!!! Po niecałej minucie, uniósł
swoje powieki, ukazując te jego piękne zielone, połyskujące oczy.
Patrzyłam na nie jak przez taflę wody, ponieważ byłam z jednej
strony szczęśliwa, że jest przytomny, a z drugiej, ponieważ to
stało się przeze mnie!
- Harry!!! Po co to zrobiłeś?!
- Elena...kocham cię!!!- ledwo odpowiedział
po chwili
przyjechała karetka i położyła go ostrożnie na ruchomym „łóżku”
Wpakowali go do karetki.
- Pani jest z rodziny?- zapytali się mnie pospiesznie, zamykając przy tym drzwi
- je, jestem, jego dziewczyną
- To niech nam pani szybko powie kto to jest?!
- Ha, Harry Styles
- Co?! To on?! W życiu bym chłopaka w tym stanie nie poznał. No dobrze skoro jest on taką osobą, a rodzinę ma daleko to proszę szybko wsiadac!
Weszłam
poslusznie i przez całą drogę przyglądałam się poczynaniom
lekarzy. Przerażały mnie te kabelki, te „pikacze”, te igły, te
kroplówki – to wszystko podpięte do niego! To wszystko
przez mnie...
30MINUT PÓŹNIEJ:
Czekałam
niecierpliwie przed salą operacyjną. Ciągle wchodziło i
wychodziło z niej mnóstwo lekarzy i pielęgniarek, a gdy
tylko pytałam się o stan zdrowia Hazy, ci mówili tylko, że
nie mogą teraz nic powiedziec. Doprowadzało mnie to do szału. Czas
dłużył mi się nie ubłagalnie. Minuta trwała dla mnie wiecznośc.
Przypomniałam sobie jeszcze, że dobrze by było poinformowac o
zdarzeniu jego rodziców. Powiedziec im, że ich syn leży w
szpitalu. Tak też zrobiłam. Po jakiś 15 min rozmowy, jego
opiekunowie mieli się tu zjawic już jutro. Nagle z sali wyszedł
już normalnie przebrany lekarz „prowadzący”
- Doktorze co z
nim?
Pewnie to Cię nie zdziwi, ale -ponownie- "Jak śmiesz kończyć w taki sposób " ?! Z jednej str. cię kocham a z drugiej nienawidzę ! . ehhh (spokuj, opanowanie) kolejny rozdział pojawił się bardzo szybko , nie wiem jak Ty wyramiasz, ale wiedz że to doceniamy ! :*
OdpowiedzUsuńCiao,
Karolcia Xxxx
Suuperr. Kiedy nastepny ??
OdpowiedzUsuńŁał! To jest genialne! Naprawdę! Świetne! *.*
OdpowiedzUsuńŁOOO świetne :)
OdpowiedzUsuńDaj szybko następny ;** plisss <333 ;3
OdpowiedzUsuńaaaaa !!!!!!!!!! szybko daj next !!!!!!!!!! plose .... :)
OdpowiedzUsuńMam, bloga o One Direction, zapraszam :) http://directioner-forever-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńświetny :)
OdpowiedzUsuń